sobota, 14 maja 2016

dla Wyspy Szkrabów


Okazuje się, że za pisanie bajek można pójść do... naleśnikarni:) Dziękuję Wyspie Szkrabów za miłe przyjęcie moich bazgrobajek:)




„Co kryje się w kieszonkach gwiazd?”

Był wieczór. Słonko dawno już poszło spać – najpierw zakryło puszystą mgiełką wszystkie swoje promyczki, potem słodko ziewnęło, przetarło oczka i zasnęło. Las zasypiał razem ze słońcem. Światło przygasało, mgła otulała drzewa, a głosy wszystkich leśnych zwierząt… O, przepraszam, nie wszystkich, bo z jednej norki można było usłyszeć takie oto krzyki:
- Mamooooooo! Ja chcę się bawić autkami w wyścigi!!! –  był to głos małego zajączka Susu.
- Każdego wieczoru to samo! – mama zajęczyca nie miała już siły. – Kochanie, widzę, że jesteś jeszcze pełny sił, ale Twoje łóżeczko już czeka.
- No, ale ja jeszcze nie piłem mleczka! – przypomniał sobie Susu. – I jeszcze nie zjadłem witamin, nie czytałem o moich ulubionych marchewkach i wcale, ale to wcale jeszcze dziś nie jadłem…
- Nie jadłeś?! Dziś nic nie jadłeś??? – tata zając zaczynał się denerwować, nie lubił tych wieczornych popisów swojego synka. – Co Ty znów opowiadasz? Jak możesz tak mówić? Czy my Cię nie karmimy, czy co? Co za dziecko! – tato już naprawdę był zły. – Zaraz …
- Już dobrze, Susu zaraz pójdzie spać. – mama jak zawsze próbowała łagodzić sytuację. To jednak  nie było łatwe. Susu w żaden sposób nie dawał się zagonić do łóżka przed dwudziestą drugą. Rodzice próbowali już wszystkiego, ale wieczorem sami byli zmęczeni, więc do tej pory nie zadziałała żadna metoda wyciszania zajączka przed snem. Czuli się już bezsilni. Zastanawiali się ciągle, jak to możliwe, że wszystkie ich dzieci już dawno spały, a Susek nie.
I tym razem mama zabrała Suska do jego pokoiku, ale wiedziała, że to nie koniec. Gdy tylko położyła go do łóżka, Susu znów zaczął wymyślać:
- Ja jeszcze nie mogę iść spać, bo… bo… aaa, zębów nie myłem! Ha, kic, kic, kic, no i co mamo? Muszę wyjść…
Pani zajęczyca przymknęła oczy, przypomniał mu, że zęby mył i spróbowała jeszcze raz przekonać malucha do snu:
- Wiesz, jest już wieczór, wszyscy śpią, słońce też, a Ty tak rozrabiasz, że możesz je obudzić. Oj, chyba nie będzie zadowolone z tego powodu.
- Słońce, mamoo… - Susu już chciał uświadomić mamę, że on w takie bajki nie wierzy, ale nie zdążył dokończyć, bo mama łagodnym tonem mówiła dalej:
- I ja teraz właśnie pójdę zobaczyć, czy słoneczko się czasem nie przebudziło. – Mama pocałowała synka, zostawiła zapalone małe światełko, uchyliła drzwi i na paluszkach wyszła z pokoju.
             W tym samym czasie z nieba spadła mała gwiazdka, zahaczyła o gałązki i upadła na ziemię, odbiła się od rosnących tam brązowych grzybków i z niewielkiej górki poturlała się prosto do norki zajączków. Potoczyła się przez przedpokój, przez uchylone drzwi
i zatrzymała się na kapciach Susu. Niewiarygodne, nasz Susu zaniemówił. Wpatrywał się
w gwiazdkę z otwartą buzią.
- Nooo już dobrze misiu, o sorki, zajączku. Jestem gwiazdką, po prostu gwiazdką. – zaczęła wreszcie gwiazdka.
- Taką z niee… niee… z nieba?! – Susek był totalnie oszołomiony.
- No z nieba, a skąd? My jesteśmy z nieba. Gwiazdka Lili, do usług. – gwiazdka skłoniła się
i zatrzepotała rzęsami, a miała je bardzo długie.
- Bo wiesz, mama poszła zobaczyć, czy słońce na pewno śpi… bo ja, ja … no wiesz.. ja to … - plątał się zajączek w zeznaniach. – Ja to okropnie przeszkadzam wszystkim, kiedy jest wieczór, bo nie umiem spać! – wypalił wreszcie Susek i poczuł ulgę.
- Ale że co? – zapytała rzeczowo gwiazdka. – Specjalnie wszystkim przeszkadzasz?
- Nieeeeeee! – zaprzeczył gwałtownie zajączek, kręcił główką i mówił dalej z przejęciem – Nie, nie, nie, naprawdę nie. No ja nie wiem, co mi jest, że nie śpię. Mama się denerwuje,
o tacie lepiej nie wspominam. A ja, no nie umiem spać i już. Ale nie chcę nikomu przeszkadzać, słowo!
- Ciekawe to wszystko. Najważniejsze, że nie robisz tego celowo. – odparła gwiazdka. –
O słońce się nie martw, ono jest tak zmęczone, że na pewno go nie obudzisz. Poza tym jego snu pilnują dobre duszki z Sennej Krainy, gdzie słonko odpoczywa.
- To dobrze! – ucieszył się zajączek.
- Trochę dobrze, trochę nie dobrze…
- Co to znaczy?
- Słonko się nie zbudzi, ale …
- Ale, ale … mów szybko!
- Ale my gwiazdki potrzebujemy ciszy, żeby móc świecić złotym blaskiem.
- O nie, co masz na myśli?
- To, że gwiazdki pojawiają się na niebie, kiedy zapada zmrok. Niebo zazwyczaj jest już granatowe, a my zaczynamy błyszczeć i migotać. Wtedy otwieramy nasze kieszonki
i wypuszczamy z nich złoty pył.
- Złoty pył?
- Tak, dzięki temu dzieci na całym świecie mogą zasnąć…
Gwiazdka przyciszała swój głos i stawała się coraz bardziej tajemnicza, a zajączek był coraz bardziej wystraszony tą tajemnicą. Lili opowiadała dalej:
- Kiedy jest cichutko, nasze kieszonki otwierają się bardzo szeroko, pył się sypie i dzieci mogą spokojnie zasnąć. Jednak, kiedy ciszę przerywa jakiś niepotrzebny dźwięk, kieszonki niechętnie się otwierają, a my nie możemy sypać pyłu i wtedy dzieci …
- Nie, nie mów tego, proszę… - zajączek prawie płakał. – Czyli z powodu moich kaprysów dzieci na całym świecie nie mogą zasnąć.
- Tak. – Lili musiała potwierdzić to smutne odkrycie Susu. – A kiedy dzieci nie śpią, tyle ile potrzeba, to…
- Nie mogą przestać ziewać, są zmęczone, nie potrafią rozwiązać nawet najłatwiejszego zadania, czasem płaczą, albo krzyczą z tego zmęczenia, no i kompletnie nie wiedzą, co się
z nimi dzieje… i… i… robi się taka histeria, że aż strach. - zajączkowi ciekły łzy z oczu na wąsiki, a potem na łapki. – Mama mi mówiła, co się stanie, jak nie będę porządnie spał… ale ja myślałem, że to tylko ze mną się tak stanie.
- Widzisz, wszystkie dzieci potrzebują snu. – Lili była cierpliwa, ale musiała mówić prawdę. Przecież to właśnie codzienne okrzyki Susu sprawiły, że gwiazdy wysłały Lili, żeby mu to wszystko wyjaśnić.
- Wszystkie dzieci potrzebują snu… a ja im przeszkadzam…
Zajączek zrozumiał słowa gwiazdki aż za dobrze. Lili popatrzyła na niego, a serce jej się kroiło z powodu łez zajączka. Postanowiła zabrać go do dzieci, które go nie słyszą
i smacznie śpią. Lili chciała pokazać mu, że nie jest aż takim okropnym zającem, żeby od razu budzić dzieci na calutkim świecie. Musiał zrozumieć, że sen jest ważny, ale Lili nie chciała go aż tak zmartwić. Wyszli cichutko z norki, stanęli niedaleko sosny i Lili zamrugała, jakby dawała komuś tajemne znaki. Natychmiast pojawiła się piękna, różowa chmurka. Wskoczyli na nią, a ona zabrała ich do miasteczka, gdzie spał Nikodem, Maja, Natasza, Tyberiusz, Wiktoria i Amelia. Trafili akurat na moment, gdy gwiazdkom otwierały się kieszonki, wtedy gwiazdki nabierały złoty pył na rączki i rozdmuchiwały go, żeby spadł na podusie dzieciaków.
- Zobacz, jak te dzieci słodko śpią. Na pewno mają kolorowe sny. – uspokajała zajączka Lili. – Jeśli jeszcze się martwisz, zajrzymy do kolejnych okien. Wiem, że smacznie już śpi Michasia, Arek i Pawełek.
            Gwiazdka Lili i zajączek Susu podpływali od okna do okna i sprawdzali, czy dzieci już śpią. Zajączek był tak przejęty, że nawet poprawił kołderkę Oksance i Maksiowi, pocałował w czółko Wiktorię i Dawida, a Milenie i Remikowi zaśpiewał do ucha cichą kołysankę. Gwiazdka Lili przyglądała się zajączkowi i uśmiechała się coraz szerzej i szerzej. Podpłynęli też do okna Julii, ale cichutko się wycofali, bo jej mama jeszcze tuliła ją do snu. Zajączek zapytał Lili, czy i on mógłby rozsypać trochę złotego pyłu na poduszki dzieci.
- Dobrze. – zgodziła się gwiazdka. – Przygotuj się, przed nami domek Franka, Xinbo i Poli.
Zajączkowi bardzo dobrze szło rozsypywanie pyłu, niechcący tylko nasypał go Poli
i Wiktorii na noski, aż dziewczynki kichnęły. Zajrzał jeszcze do Karoliny, Łukasza i Kuby, żeby im życzyć dobrych snów. A przed domkiem Kewina znaleźli z gwiazdką małego kotka, więc odprowadzili go do mamy.
- Pora na nas. – rzekła gwiazdka. – Musimy wracać.
- Jeszcze jeden domek – poprosił Susu. – To takie miłe patrzeć, jak dzieci ładnie śpią. Oczka mają zamknięte, oddychają spokojnie, niektóre nawet uśmiechają się przez sen.
- Niech będzie, w tym domku mieszka dziewczynka o imieniu Dilara.
- Mam nadzieję, że będzie spała do samiutkiego ranka. Ja też chyba jestem już śpiący. Dziękuję Ci gwiazdko za tę podróż.
- Dobrze to słyszeć. Zapraszam Cię do Twojego łóżeczka.
            Zajączek przymknął oczy na chwilkę, a gdy je otworzył leżał już w swoim pokoiku na miękkiej podusi, okryty kołderką w marchewki. Gwiazdki nigdzie nie było widać. Chyba, że… Spojrzał w górę przez małą dziurkę w norce i mógłby przysiąc, że widział, jak mała gwiazdka mrugnęła do niego. Zasnął wreszcie. Przez cały następny dzień był w doskonałym humorze, a gdy mama albo tata zapytali, czemu jest taki zadowolony, odpowiadał tylko:
- Zobaczycie wieczorem, zobaczycie wieczorem. – i mrugał, patrząc w niebo.
Jak myślicie, co zajączek Susu zrobił wieczorem?






                                                                                          

wtorek, 10 maja 2016

bajka dotykowa cd

Baśń powstała dla Przedszkolaków, którzy są przyjaciółmi Pluszowego Misia:)



„Rycerz w różowej sukience”

Kiedyś, kiedy na świecie rosły ogromne drzewa o rozłożystych gałęziach i liściach wielkich jak dłoń, istniały dwie małe krainy połączone tunelem. Tunel był prawie niewidoczny i nie każdy wiedział o jego istnieniu. Na nim rosły kolorowe, jak z bajki, grzybki. Każdego dnia przez ten tunel przechodził mały chłopczyk o imieniu Witek. Ha, był to prawdziwy wesołek. Ciekawiło go, co się dzieje po drugiej stronie tunelu. Dlatego tam zaglądał. Musiał iść na kolankach, bo inaczej nie dało się przejść przez ten tunel – był taki mały.

Co tam Wituś widział? Dziwne rzeczy. Na przykład dziewczynkę w różowej sukience i… rycerskim hełmie na głowie. Zawsze się zastanawiał, jak ma na imię ta dziewczynka. Jeździła konno i robiła jakieś dziwne wymachy rąk i nóg. Obok niej chodził poważny pan w kapeluszu i mówił: „Dobrze, dobrze, źle, od nowa, dobrze, nie, jeszcze raz!”. Co oni robili, tego Witek nie mógł zrozumieć.

Pewnego razu konik tej dziewczynki podszedł do tunelu i zaczął go obwąchiwać. Wituś szybko schował się w głąb. Tak, trochę się bał, że jak go zobaczą, no to może być źle – porwą go albo coś, nie wiadomo, co. Nie, Wituś nie mógł ryzykować! Mama bardzo by płakała, gdyby mu się coś stało. Po chwili jednak konik zainteresował się grzybkami i nawet próbował je strącić, ale grzybki trzymały się mocno. Potem konik musiał wracać, bo wołała go mała rycerka.

Wskoczyła na niego i wykonała kilka skoków przez przeszkody, a były one naprawdę wielkie, ale dała radę. Wtedy pan w kapeluszu powiedział: „Jesteś już gotowa. To dobrze, popatrz na niebo, robi się granatowe, to będzie już jutro”. O nie, Wituś, był bardzo podekscytowany tym, co ma być jutro. Jednak teraz musiał wracać, bo wiedział, że mama już go szuka.

Następnego dnia była okropna burza. Wicher szalał, pioruny uderzały, niebo było prawie czarne i płakało okropnie dużymi kroplami deszczu. Drzewa wyginały się od wiatru, a mały strumyczek płynący koło tunelu, zamienił się w rwącą rzekę. Co tu robić w taką pogodę? No, Witek nie musiał myśleć zbyt długo. To COŚ miało wydarzyć się dziś. Wymknął się z domu, a burzy, to on się wcale nie bał, więc ekspresem dał nura w tunel. Ale dziś siedziały tam też mrówki, biedronki i koniki polne, bo chroniły się przed deszczem. Wituś bardzo je przeprosił, że tak się przepycha, ale musi dotrzeć na drugą stronę. 

Oooo, co tam się działo! Najpierw usłyszał okropny ryk, potem jakieś słowa: „Jestem poczwara, wstrętna i zła, musisz się mnie bać! Musisz uciekać! Ja tu będę teraz mieszkać!”. Kiedy Wituś dotarł na drugą stronę tunelu, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Pośród piorunów i kropel deszczu stała dzielna rycerka i przepędzała ogromną poczwarę. Stwór ryczał i tupał tak, że aż cały tunel, grzybki i schowane zwierzęta podskakiwały. Poczwara była wielka! Wituś nie zastanawiał się zbyt długo i pobiegł dziewczynce na pomoc. Razem zawołali:
„Hej, Ty! Wielki stworze, znikaj w ciemnym borze,
My bronimy tej krainy i nigdy cię tu nie wpuścimy!”
Stwór zdenerwował się i zrobił krok do przodu, ale dziewczynka przebiegła między jego nogami i stanęła za nim. Stwór próbował się szybko odwrócić i złapać ją, ale nie był tak zwinny, więc się przewrócił. Dzieciaki szybko przeturlały go pod las. Drzewa złapały go, a dziewczynka przemówiła: „Jeśli jeszcze raz tu przyjdziesz, będzie z Tobą gorzej. Zrozumiałeś!”. Stwór pokornie pokiwał głową, że tak. Wtedy drzewa rozluźniły gałęzie i wypuściły go. O rety, ale uciekał! Za to burza od razu się uspokoiła.

Wtedy Wituś, podszedł do rycerskiej dziewczyny. Ukłonił się, a ona mu podziękowała i pasowała go na rycerza. Oddała mu nawet swój hełm. Wituś też podziękował, przedstawił się i dodał: „Ale ty jesteś odważna! Jak masz na imię?”. Dziewczynka uśmiechnęła się: „Jestem Renatka!”. Przybili sobie piątki, wtedy drzewa ich otoczyły, zwierzątka wyszły z tunelu, a dzieci pogłaskały je. A co było dalej? W tunelu pojawił autor tej baśni i powiedział z uśmiechem: „A ku ku, to już koniec baśni, zapraszam wspaniałych aktorów do ukłonów!”. Aktorzy zaczęli po kolei przechodzić przez tunel i pięknie się kłaniać. A publiczność biła brawo jak szalona.

piątek, 6 maja 2016

w galaktyce

Jutro spotkanie z miłośnikami "Galaktyki czytelnika" Stowarzyszenia Montownia, więc mam nową bajkę dotykową;)



„Baśń o Melce, przyjaciółce jednorożca”

            Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami mieszkał sobie chłopiec. Nosił koronę, nosił płaszcz i berło. Często też siadał na tronie. Mówiono do niego: „Królu”. Musiał zarządzać całym królestwem. Było ono ogromne, a otaczał je mur. Po jednej stronie królestwa stała wysoka wieża. Po drugiej stronie stały drzewa, na których siedziało mnóstwo ptaków. Ptaki śpiewały przecudnie: tralla la tralla li. Po środku królestwa rozciągała się piękna łąka. Na niej rosły kwiaty.
            Wieczorem, gdy słońce przykrywało się chmurkami i szło spać, na łące pojawiały się krasnale. Głaskały kwiaty i układały je do snu, grabiły trawkę, a potem same szły spać pod drzewa. Gdy gwiazdki zaczęły mrugać, na łące pojawiał się jednorożec. Był on bardzo smutny, gdyż nigdzie nie mógł znaleźć swojej przyjaciółki, małej dziewczynki o imieniu Melka. Szukał jej już cały dzień, ale ciągle jej nigdzie nie było. Gdy to zrozumiał, zapłakał, a jego łzy były jak dzwoneczki, kiedy spadały na łąkę, wydawały piękne, ale przerażająco smutne dźwięki. Usłyszał je chłopiec, który był królem. Szybko wsiadł na swojego wierzchowca i przyjechał do jednorożca. Poklepał go po grzbiecie i powiedział, że mu pomoże w jego zmartwieniu. Zawołał szybko swego jedynego rycerza
i rozkazał mu szukać Meli. No, ale przynajmniej pożyczył mu swojego konia. Rycerz długo błądził po królestwie. Cztery razy przeszedł przez mur, dwa razy przeskoczył przez łąkę aż natrafił na ślad dziewczynki. Była zamknięta w wieży. Machała do niego chusteczką i coś wołała. Nie mógł jej usłyszeć, bo wieża była aż tak wysoka. Przez chwilę wydawało mu się, że Mela chce go przed czymś ostrzec. A może po prostu prosiła go o ratunek. Nagle usłyszał ryk. Odwrócił się, a tam stał nie kto inny tylko smok. Był wielki, groźny i nieuprzejmy. Od razu zaczął brzydko wyzywać na rycerza. Wymachiwał łapami i nawet chciał zionąć ogniem, ale tylko zachrypiał, zakaszlał, aż w końcu kichnął. No tak, Melka zemdlała, a jej chusteczka zaczęła się unosić w powietrzu, a potem lekko opadać na ziemię. Rycerz podniósł chusteczkę i podał ją smokowi. Wtedy bestia stanęła w rozkroku, podniosła łapy nad swój ogromny łeb i... wytarła nos w chusteczkę. Zaraz potem ryknęła: „Dziękuję, już mi lepiej. Dobra, mała, możesz iść do domu, bardzo mi się przydała Twoja chusteczka. Szkoda, że mi jej nie dałaś wcześniej, to bym Cię nie zamykał w wieży. Ech, wy kobietki”. Smok z radości podskoczył, przeturlał się przez łąkę, klepnął krasnale w tyłeczki i zniknął za murem. Ptaki zaczęły wesoło ćwierkać. Drzewa zakołysały się, a Melka wyskoczyła z wieży wprost w ramiona rycerz. Kwiaty obudziły się i razem z gwiazdkami otoczyły kółkiem Melkę i rycerza. Jednorożec stwierdził, że ta bajka pięknie się kończy, zawołał krasnale i króla. Wszyscy wzięli się za ręce i zatańczyli taniec wielkiej radości. Tańczyli raz w lewo, raz w prawo. Ptaki  śpiewały i śpiewały. Wtedy wszyscy, którzy występowali w tej baśni, utworzyli wielkie koło, wyciągnęli prawą rękę do środka koła, połączyli dłonie i wznieśli okrzyk:
„Hura, hura, niech żyją, żyją nam, pam pa ram pam”.
Potem podnieśli ręce do góry i podskoczyli prawie pod niebo. Czy myślicie, że to już koniec opowieści? Nie, jeszcze zostało kilka zadań, a więc, stańmy obok siebie w rzędzie, weźmy się za ręce i zróbmy piękny… ukłon. Tak, teraz już możemy zamknąć księgę tej historii. Bywajcie zdrowi!

niedziela, 1 maja 2016

zadania domowe w Szkole Teatru w chorzowskiej Rozrywce;)


Na warsztatach w Rozrywce dostaje się zadanie domowe! Rany, kiedy je zrobić???!!! No i co, robię na ostatnią minutę. A to nie są zadania łatwe, o nie, trzeba zadane hasła okiełznać i rekwizyty (ooo, te są dobre - noże i kilofy oraz misie:))... w każdym razie zawsze z drżeniem serca słucham recenzji, a potem, no jestem uśmiechnięta:)

Fajne są te warsztaty, chodźcie:)

... tak realizowałam zadania (Ziarenko i Flesz):




„Ziarenko”

Scenografia: Z jednej strony sceny stoją krzesła z kółkami – mniej więcej w rzędzie, ale nie za blisko siebie, na środku sceny jest szafa dwustronna, dwudrzwiowa, po drugiej stronie sceny stoi stół, na nim leży nóż.

Postaci: Apan, Zainteresowany, tłum osób o różnorodnym wyglądzie, różnych zawodów, zachowań, Dziewczynka


Muzyka
/Pozytywna, radosna/

Światła
/część sceny z krzesłami jest rozjaśniona, wokół stołu panuje półmrok/

Apan
/Wbiega, widzi krzesła jest nimi zachwycony/

Coś nowego dla mnie!!!

/podbiega do każdego, ogląda z każdej strony, wypróbowuje, siada, staje na krześle, wchodzi pod krzesła, dotyka nosem oparcia krzesła…, bawi się nimi, widać, że sprawia mu to dużo przyjemności i coraz bardziej rozkręca się w tej zabawie, może wykonywać nawet pewne absurdalne czynności. Jednocześnie daje do zrozumienia, że zabawa ta nie jest do końca bezpieczna – chwieje się, gdy próbuje zrobić jaskółkę na krześle, spada z krzesła… wydaje okrzyki zadowolenia/


Zainteresowany
/Przechodzi obok krzeseł, zapatrzył się na Apana/

A pan…

Apan
/Spada z krzesła, śmieje się/

Tak, to ja, skąd pana mnie zna?

Muzyka
/zmienia się w coraz bardziej ponurą, złowrogą/

Zainteresowany
/Bezpłciowo/

A pan tak się nie boi… tu… tak … fruwać?

Apan
/Cały czas „fruwa”/

Skądże znowu?  Takie harce wyczyniam od dawna.

Zainteresowany
To może lepiej, by skończyć, bo niezbyt są bezpieczne.

Apan
Nie, nigdy, przenigdy!

/Spada, dość boleśnie z krzesła, boli go, nie może się pozbierać/

Zainteresowany
No widzi, pan, to takie destrukcyjne, troszeczkę, dla zdrowia nie dobre, dla rodziny, pieniędzy z tego nie ma… Ma pan rodzinę?

Apan
/Z bólem/

Mam. Mam…

Zainteresowany
To może już pan to zakończy, to było dobre jak pan był młodszy, dużo młodszy… tego nie da się tak długo ciągnąć, pan mi wierzy…

Tłum
/Zaczynają się z wolna pojawiać pojedyncze osoby, gapią się na Apana, wytykają palcami/

Zainteresowany
Niech pan się zastanowi, warto już zakończyć takie zabawy.

Światła
/przyciemniają się/

Tłum
/Nierówno/

Co? Co?

Zainteresowany
/Zwraca się do tłumu, wskazuje na Apana/

On się jeszcze bawi

/Staje z boku i się przygląda/

Tłum
/Nierówno/

Przestań, przestań

Apan
Ale to fajne jest, fajne! Fajne!!!

/Pokazuje tłumowi różne śmieszne sztuczki/

Tłum
/Patrzy surowo na Apana, ktoś z tłumu zaśmiał się i jakby chciał podejść i sam spróbować się pobawić, ale tłum od razu go przywołuje do porządku/

Apan
To fajne jest, fajne…

Tłum
/Zaczyna po kroku zbliżać się do Apana, jest coraz bardziej  zły, w końcu przegania go przez szafę/
Apan
/Ucieka przed tłumem przez szafę, ale wraca jeszcze i próbuje zabrać jedno z krzeseł, ale gdy jedną nogą stał już w szafie tłum złapał za krzesło/

Muzyka, światła
/Burza na czas szarpania krzesła lub gwałtowana muzyka, szybko zmieniające się światła/

Apan, Tłum
/Szarpią krzesło, Apan ostatecznie wpada na drugą stronę bez krzesła/

Muzyka
/smutna/

Apan
/Wypadł z szafy na podłogę, powoli się zbiera, podchodzi do stołu, obchodzi go bezradny, załamany, smutny, zaczyna się też nudzić, w końcu zauważa nóż i uderza nim w stół – staje się coraz bardziej agresywny, stale powtarza ten ruch, chociaż coraz bardziej się męczy fizycznie i psychicznie/

Tłum
/Po odebraniu krzesła i ustawieniu wszystkich krzesełek równiutko schodzi zadowolony/

Zainteresowany
/Uruchamia się po zejściu tłumu/

No.

/Schodzi wolnym krokiem, ręce splecione z tyłu, gwiżdże z zadowolenia/

Światła
/scena rozjaśnia się/

Muzyka
/radosna/

Dziewczynka
/Wchodzi na scenę z misiem, rozgląda się czy jest bezpiecznie, czy już nikogo nie ma, trochę się skrada, podbiega do krzeseł, rozstawia je w różnych miejscach i tańczy, podskakuje wokół nich, gdy się nabawi, zabiera jedno krzesło, ciągnie je za sobą, przeciąga je przez szafę, zanim wyjdzie z szafy na drugą stronę, szeptem woła do Apana/

Hej, tato…

/Przechodzi od szafy do kulis, zostawia krzesło obok Apana, delikatnie zabiera nóż, schodzi wesoła, ale dyskretna/

Apan
/Tuli się do krzesła/

Światła
/scena zaciemnia się/

Muzyka
/radosna muzyka wybrzmiewa, kończy się śmiechem dziecka/






„Flesz”


I scena
Łóżko/fotel

Światło
Raczej półmrok, gdzieś z boku miga jakaś lampka z ciepłym światłem, albo światła samochodów padają przez okno

Muzyka
Spokojna, cichutka

Zuza
/leży na łóżku, patrzy w jeden punkt, (może też siedzieć na fotelu, podpierać ręką brodę). Jej stagnacja jest tylko pozorna, bo w jej głowie jest mnóstwo myśli. Nadrzędna emocja Zuzy to niezdecydowanie/

Myśli Zuzy
/są uosobione i krążą wokół niej na scenie. Są spokojne i szalone, pokazują niepewność dziewczyny, wybuchają energią i zastygają w bezruchu. Mogą to robić wszystkie postaci, ale ciekawiej chyba będzie je pogrupować tak, że jedne byłyby szalone, a inne spokojne, przestraszone, radosne, smutne…, co może odzwierciedlać kolor ich ubrania, wtedy uruchamiają się na zmianę/

Zuza
/po pewnym czasie Zuza się zrywa, przemieszcza się w różnych kierunkach, zatrzymuje się, jakby już podjęła jakąś decyzję i za chwilę się wycofuje/
Tak!!! … Nie, no nie… Tak, tak! … albo, może, może nie… Nie wiem!!!

Myśli Zuzy
/poruszają się za Zuzą jak cień, są zaciekawione, co w końcu zdecyduje, wzrasta w nich energia, kiedy dziewczyna mówi „Tak” i opada, kiedy zmienia zdanie/

Zuza
/kładzie się z powrotem/

Myśli Zuzy
O masz, znów myśli.
Ile będzie jeszcze tak myśleć?
To, co? Pakujemy ją?
/wywlekają na środek wielką walizę i znoszą do niej różne rzeczy, wyjmują je z różnistych stron i miejsc/

Muzyka
Wesoła

Światło
Rozjaśnia się półmrok

Myśli Zuzy
Trzeba spakować ciuchy, przybory toaletowe, telefon, tablet, dokumenty…

Myśli Zuzy – radosne
/wyjmują kostium kąpielowy i japonki/
Nie, no to, to już nieaktualne. Kiedy ona ostatnio uciekała?

Myśli Zuzy
/z oddali/
Nie wiem, jakoś latem.

Myśli Zuzy – radosne
Teraz to by jej się przydały te włochate majtki, co je od babci Tośki dostała. Zima jest. Gdzie one są?
/mogą się tymi majtami trochę poprzerzucać, jak je znajdą, a potem do walizy/

Myśli Zuzy – strachliwe
No, co wy??? Jeszcze będą się z niej śmiali!!!
/jedna Myśl wyciąga majtki ukradkiem z walizy i wkłada pod koszulkę/

Myśli Zuzy – smutne
A chusteczkę do nosa? Chcesz, Zuziu? Możliwe, że będziesz płakała, na pewno, tak, na pewno. Ja tak lubię płakać…

Myśli Zuzy – gniewne
Pewnie, niech weźmie jeszcze kilof, jak się wścieknie, to se coś porozwala, ja tak lubię rozwalać…
/nachyla się nad Zuzą/
Zuza, chcesz kilof? Eee, co Ty tam wiesz, tylko się gapisz w jedno miejsce, aaaa, spakuję dwa kilofy!!!

Myśli Zuzy – radosne
Weź, to za ciężkie! Ej, oddawaj, majciochy. Dobra, jesteśmy gotowi.

Myśli Zuzy
/podnoszą ją, ustawiają nogi, sterują nią, mogą założyć jakiś płaszczyk, kapelusz, podprowadzają do przodu, wkładają walizę do ręki, posyłają buziaki, znikają/

Muzyka
Dźwięk pioruna

Światło
Black out, błysk


II scena

Przystanek

Zuza
/stoi, jak ją myśli zostawiły, ale ocknęła się, otrząsa, poprawia ubranie, ciągnie walizę, siada na ławeczce obok jakiegoś osobliwego kogoś/

Podróżni
/przechodzą, przystają, ktoś czyta rozkład jazdy, ktoś patrzy na zegarek, ktoś esemesuje…, przemieszczają się, schodzą/

Osobliwiec
Ale tej ramki nie wzięłaś?

Zuza
Nie, zawsze się boję, że ją zgubię.

Osobliwiec
Nie ma potrzeby. Zbytnio ją lubisz, żeby ją zgubić.

Zuza
W sumie tak, jest dla mnie ważna.

Osobliwiec
W końcu dostałaś ją od mamy.

Zuza
Mama sama ją zrobiła i powiedziała, że włożę do niej zdjęcie, jak już będę… Hej, a Ty skąd to wszystko wiesz!!!
/podskoczyła, wywaliła całą walizę, zbiera do niej rzeczy/

Osobliwiec
/zaczyna rzucać kamykami przed siebie/

Zuza
/zbiera i marudzi/
Tak to jest… w końcu się zdecydujesz, spakujesz, a tu cię ktoś zna, co ty go nie, ale on cię tak… i co teraz, się wywaliła ta walizka, a on se kamyki rzuca, no jasne, kto to w ogóle jest i co on tak rzuca… ramki nie wzięłaś, niepotrzebnie się boisz, i że mama, skąd on to wszystko wie…

Osobliwiec
/zamachnął się, jakby chciał rzucić Zuzę kamieniem/
Ten jest Twój.
/wrzucił kamień do jej walizki/
Już?

Zuza
/wzięła kamień do ręki, obejrzała go, uśmiechnęła się/
Już.

Światło
Black out, mignięcie – jakby przejeżdżał pociąg

Muzyka
Dźwięk szybko przejeżdżającego pociągu


III scena

Muzyka
Pogodna

Światło
Zwykłe, ale niezbyt jasne

Myśli Zuzy
/poruszają się jakoś w takim uporządkowanym układzie, są pozytywne, pogodne, zatrzymują w skupisku, szepczą pojedynczo/
Serio?
Wróciła się?
I co? Nie bała się?
Nic, a nic?
No. Tak po prostu.
Odnalazła siłę.
Fajna dziewczyna.
Podobno z kimś rozmawiała, z kimś dziwnym.
I wtedy to się stało, po prostu odwróciła się na pięcie od tej swojej ucieczki, weszła do domu pełnego wspomnień i zabrała ramkę.
Nawet jej ręka nie zadrżała.
A co to był za kamień?
Nic, zwyczajny kamień, tyle, że ją … uspokoił.
To naprawdę dobrze. Naprawdę dobrze.

/znów poruszają się w układzie, zatrzymują się, są pozytywne, pogodne/

Zuza
/z walizką, przechodzi między nimi, jakby szła przez las i dobrze znała drogę, schodzi/

Muzyka
Dźwięk – głośno zamykających się drzwi

Myśli Zuzy
/schodząc, mówią pojedynczo/
Dzielna dziewczyna.
Mama byłaby z niej dumna.
Babcia Tośka też.
Nabrałam sympatii do tej małej.
I już mi jej tak nie żal.
Wierzę w nią.
Ona sama w siebie wierzy.
Jest ok.

Światło
Black out

IV scena

Światło
Punktowe na Zuzę

Zuza
/na środku, ze stołkiem w ręku, uśmiecha się, stawia go mocno na ziemi, wchodzi na niego/
Nazywam się Zuza. Moja mama umierała, a ja nie mogłam nic zrobić. Od tego czasu zatrzymałam się. Miałam przed oczami tylko ten jeden widok – jej twarz. Mówiła mi, że tak będzie. Powiedziała też, że sobie poradzę, nie od razu, ale z czasem tak. Trwało to długo, bo nie chciałam sobie poradzić. A później, do mojej walizki, w ten mój bagaż cierpień wpadł ciepły kamyk. Jak nadzieja… Rozpakowałam się już.

Światło
Black out, flesz jak przy robieniu zdjęcia.



 Przy okazji - bardzo polecam bajkę o uczuciach:)